Oczy mi zaraz wybuchną, a ja głupi chcę oglądać jeszcze film przed snem. Kilka godzin składania magazynu, jaki przyszło nam tworzyć na zajęciach ze świetnym profesorem bez włosów, zrobiło mi i czerwone żyłki na oczach, i odciski na dupie. Szkoda, że na niektórych ludziach nie można polegać, a dowiadujesz się tego dopiero gdy polegniesz pod poczuciem winy, że dałeś zrobić coś komuś, kto akurat nie był tobą. Wkurza mnie olewanie czyjejś pracy. I czyichś ambicji. A ja to traktuje szalenie poważnie. Może za bardzo. Ale ma być ładnie, ma być - kurwa - dizajn i kontent. I jest. Numer złożony, można zamknąć oczy bez obawy że napisze się głupotę na klawiaturze, albo tak mi się spodoba, że ich nie otworzę.
Obejrzałem Pokłosie. Dziś dopiero, kinowa znieczulica i kosmopolityzm w stylu "nie dam kasy za bilet na polskiego gniota" w pełni. Film się nie okazał gniotem. Całkiem dobre, polskie kino. Nie wiem dlaczego w niektórych miejscach miałem wrażenie że oglądam jebaną Tajemnicę Sagali w TVP i bohaterowie są chamsko zdubbingowani. Nie wiem dlaczego nie można bohaterów słuchać tak jak faktycznie mówią, ale tak jakby chcieli mówić idąc przez las, podkurwieni i z niejasnym celem podróży, ale ciągle trzymający mikrofon przy japie. Nie wiem dlaczego mnie to denerwuje.
Zdenerwowała mnie postawa tamtych ze wsi (siedzimy cały czas w uniwersum filmu, ogarniaj), którzy tępią Żydów na przykład. Albo Stura. Nie wiem, może dlatego, że jak się pisze Stuhr a czyta Sztur, to już, pochodzenie niepewne. Dobra, ten żart był turbo-słaby. Wybaczcie, czytający - ostatkiem sił to piszę.
Ale tak na serio. Ciągle jest we mnie coś takiego, co gdy ma się 10 lat determinuje nasze zachowanie przed telewizorem, gdy bohater jest zagrożony. Zachodzenie w głowę dlaczego on tam idzie, przecież tam są zbóje, albo nerwówka czy zginie ktoś, kto był całkiem spoko w ogólnym rozrachunku. Już nie mówię o gadaniu do telewizora w stylu "no, przypierdol mu!", bo wówczas tekst o 10 latach staje się nieaktualny - mój dziadek chyba ciągle tak robi.
Ale niesamowicie wkurzałem się gdy prześladowani Stuhra i Żydów. Albo tak dobry film, albo ciągle jestem gówniarzem, albo zbyt byłem zmęczony. Ale jest w Pokłosiu coś takiego, co nie zostawia w spokoju.
Jutro mam wolne.
Będę spał z pustą głową, bez zastanawiania się co muszę zrobić (cholera! legitymacja niepodbita!), o której muszę wstać by minimalnie się spóźnić (w spóźnianiu się jest pewna klasa, która mi w poniedziałki imponuje. Może dlatego, że w poniedziałki się spóźniam), albo co zjem. I teraz przypomniałem sobie, że zjem jutro kawałek biurka chyba, bo pierogi ciągle w zamrażarce. Biurko zjem z keczupem. Keczup jest. Taka informacja dla Mariusza, gdyby miał dziś zawitać - keczap jest. Nie pudliszki, ale jest. Koleś potrafi keczap z kanapką zjeść. Niby sam keczap smaczny, ale czasem zaszaleje i zje z kanapką. Jak zamawiamy pizzę, to on zamawia keczap. A potem ewentualnie pizzę, jak keczap się okazuje średni.
Nie obrażaj się, to taki stand-up. Tylko że w internecie i prawda.
I już wiem, że będę musiał jechać jutro na zakupy. Carrefour, Biedronka. Kaufland za daleko, a szkoda, bo pomidory mają tanie. Do Biedronki nie pójdę, nerwy na ten tydzień już wyczerpane. Nie będę przeciskał się w gąszczu starych capów z koszykami na kółkach, które są bezużyteczne, bo nie ma gdzie się rozpędzić. Nie będę się pchał do kolejki rozciągniętej przez cały sklep, jak jakaś gorsza kategoria. Wydam więcej w karfurze. Nikt mnie nie zabije przez przypadek przy sięganiu po ogórki małosolne, a i kartą będę mógł zapłacić. Bo ostatnio jak tam płaciłem gotówką, to takie interesy z panią na kasie robiłem, że nie wiem czy mnie nie zrobiła w konia na parę cennych złotych. Daję pieniądz, a ona pyta o inny. I daję, bo mam ten inny. Wtedy ona jakieś czary, że jeszcze końcówkę - monet pragnie. To daję, już dwa razy więcej dałem. A ona jakieś obliczenia, jakieś logarytmy z tego wyciąga i oddaje mi dziwne sumy. Potem wstyd liczyć przy niej czy prawdę mi powiedziała, bo bułki i pasztet z kurcząt na ladzie, a za plecami się stare capy niepokoją z lekka.
Dlatego wolę karfura.
piątek, 22 marca 2013
piątek, 15 marca 2013
bez przesady
Siedzi sam w posprzątanym - w pewnym stopniu - mieszkaniu. Współlokatorzy gdzieś powyjeżdżali. On został, posprzątał, usiadł przed laptopem i zaczął czytać teksty redaktorów magazynu, który niedawno utworzyli. Został naczelnym. Cieszył się, bo lubi mieć kontrolę. Nie jest do końca pewny czy to nie robi z niego despotycznego ciula. Ale chyba nie. Czyta teksty, dodaje przecinki, przesyła dalej. W międzyczasie klnie pod nosem (mógłby na głos - nikt go nie słyszy. Ale to może dlatego klnie właśnie pod nosem), bo jakoś magicznie, zupełnie nagle w Spotify zaczęto katować go reklamami. Cieszył się muzyką bez reklam, jako jedyny, wszyscy je mieli. Jakaś tam sprawiedliwość istnieje. Od wczoraj również ma reklamy. A słucha dużo i intensywnie. Przeważnie Mumfordów, bo pan śpiewający ma świetny głos. Nie jest pewien, czy napisał to na poważnie. Tak, jak nie jest pewien, czy w pewnych przypadkach powinien przed CZY postawić przecinek. Jak w poprzednim zdaniu, na przykład.
Za każdym razem gdy kładzie dłoń na myszce, coś jest nie tak. To nie jego myszka. Ktoś zabrał. Ale znalazł sobie inną, większą, nie jest przyzwyczajony. Nie jest też przyzwyczajony do wcześniejszego wstawania, a drugi semestr nie daje mu się wyspać.
- Każdy narzeka na drugi semestr - rzuca w rozmowie z innymi studentami, którym czas zajmują wykłady i ćwiczenia, a oczy zamiast wkurwieniem zachodzą krwią. Z tą krwią to przesadził, ale lubi jak jest dramatycznie. Dlatego podobali mu się Nędznicy.
Cieszył się z Oscara dla Lawrence, nie jest przekonany do Oscara dla Argo. Amour go znudziła i przygnębiła. Celowo nie napisał po polsku, ale francusku. Teraz ma staż z Francuzem z Ouest France i podoba mu się jego akcent. Mimo że nic nie rozumie. Nie rozumie zimy w połowie marca. Nie rozumie głosu w głowie, który podpowiedział mu ostatnio, by zostawił w domu zimową kurtkę, bo nie będzie potrzebna. A była. Nie rozumie technologii przewijania tekstu oczami, co ma nastąpić w nowym Samsungu Galaxy. Wydaje mu się, że rozumie co chce napisać w artykule o lomografii, a mimo to nie może zebrać się do kupy i go dokończyć.
Właśnie skończył pić sok jabłkowy. Potrząsnął kartonem i znów pomyślał o głupocie jaka została popełniona przy ich projektowaniu. Zawsze zostaje tam, w kartonie parę kropel, których nie sposób wytrząsnąć. ZAWSZE. A gdy nie ma nic innego do picia, to denerwuje podwójnie. Poszedł do lodówki. Jednak jest. Mleko pistacjowe. Zawahał się. Nie wie czy chce teraz to pić.
Nie chce.
Zastanawia się dlaczego nic nie wie o nowym Papieżu, dlaczego tak mało go on obchodzi. Bawi go tekst "a po maturze chodziliśmy na burrito". Tym tekstem Papież zagarnął sobie jego uwagę na ten tydzień chyba.
Myśli, że fajnie byłoby znów pisać bloga regularnie. I dobrze byłoby nie używać w piśmie słowa "fajnie".
Ale fajnie jest czasem odpocząć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)