czwartek, 21 lutego 2013

ບົດລາຍງານ

Ostatni tydzień ferii, sanatorium. Czytam książki, biegam po Bostonie w Assassin's Creed 3, jem nutellę łyżkami i generalnie się obijam. Wszystko przy muzyce ze Spotify. Genialna rzecz. Jeśli ktoś nie używa to polecam. Uzupełniłem kalendarz o rozpoczynające się w poniedziałek zajęcia, będzie pracowicie. I mam nadzieję, że zrobią coś z uczelnianym barem, który jeszcze w poniedziałek był w stanie rozpierdzielu. Bo siedząc na uczelni od rana do wieczora bez kanapki z kurczakiem nie pociągnę. Ale cieszę się, że znów będzie co robić. Ciężko narzekać na obijanie się, ale szczerze powiedziawszy - poszedł bym już na jakieś zajęcia.
Mam pomysł na nowego fotobloga, który zmusiłby mnie do wykorzystania tego, czego nauczyłem się do tej pory. Czas spiąć tyłek, aparat się zimy nie boi.

sobota, 16 lutego 2013

słoiki

Wolne się kończy. Jutro wracam do Krakowa. Muszę poprawić gówno zwane Językiem obcym w pracy dziennikarza. Trafiło na niemiecki i na magistra z przerostem ego, który ujebał połowę grupy. Cóż począć. Niemieckiego nie tknąłem, nadzieja w niedzieli w mieszkaniu. O ile uda mi się wysiedzieć w pomieszczeniu, po 2 tygodniach odwyku od Krakowa. Trochę tęskno za tramwajami, rynkiem, cyganerią w mieszkaniu.
Ale tu też jest cudownie. Rodzicie mi się z sąsiadką narąbali i są tak słodcy i rozkoszni że głowa mała. Siedzimy z psami i śpiewamy szanty (?).
No ale trzeba wracać.
I postaram się pisać częściej.

poniedziałek, 4 lutego 2013

zombie

SESJA SIĘ KOŃCZY. Co za szczęście. Jutro (a tak na prawdę to dzisiaj) wracam do domu.
Mam dosyć siedzenia z nosem w książkach, zakreślania żółtym markerem całych stron notatek, podpinania pendrivów do komputerów w punkcie ksero. Mam dość lamentów nad niepoprasowanymi koszulami, słabego światła w pokoju i dość mam też smaku energetyków w puszkach. Wreszcie będę mógł spokojnie robić nic, bez wyrzutów sumienia, że tracę czas. I wreszcie zjem na obiad coś innego niż parówki.
Jutro (cholera - właściwie dzisiaj) ostatni egzamin. Nauka o komunikowaniu, kobyła, nudna i żmudna. Dziesiątki stron notatek patrzą na mnie i machają rączkami, a ja nic z nich nie rozumiem. Liczę na telefon, który w całej swej mądrości i byciu 'smart', pomoże mi w trudnej chwili. Ale właściwie to niech się dzieje wola boża. Poprawka z Jebanego Niemieckiego wygląda póki co smutno i samotnie, ale mimo wszystko mam nadzieję, że tak pozostanie.
Z nadmiaru nauki aż się dzisiaj spakowałem. Pół torby książek wiozę. Cyganeria znów wsiądzie do piątki i pojedzie obładowana trzema torbami na dworzec. Ale póki się nie wykładam jak długi pod torami tramwaju (true story) to proszę się nie śmiać.
Wracam do żółtych papierów - widzę, że kartka z Typologią Mertona zaczyna przystawiać się do tej z Teorią Tetelowskiej. A uwierzcie - wolę, by się nie mnożyły.