Od kilku dni mam nowy dom, nowych-starych współlokatorów i królewskie, póki co, życie. Domowe żarcie jeszcze jest, kasa jeszcze jest, kołdra z Ikei jest. Tylko w sumie jakoś ciężko się przestawić.
Bo nie trzeba przejmować się wracaniem do mieszkania, bo można decydować, bo można syfić i nikt oprócz Mariusza, Basi i Anki cię nie pojedzie.
Bo czas nie jest jakąkolwiek przeszkodą.
Ochota na jajko sadzone o 3 w nocy. Nie ma sprawy. Wpierdalam.
I tylko czekam na jutrzejszy tramwaj na Ruczaj, gdzie stopniowo będę dowiadywał się czy mam przerąbane, czy nie. Mam nadzieję, że opowieści Martyny się sprawdzą i jednak nie będzie źle. A za jakiś czas będę się śmiał tych obaw.
Czas spać, jutro pierwszy dzień, gdzie jakakolwiek godzina pobudki mnie ogranicza.
A potem do dwunastki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz