Wczoraj - pierwszy sensowny dzień studiów.
Filozofia zniszczyła mi mózg. Pytania o prawdę, sens życia i postrzeganie świata na pierwszych zajęciach nastrajają pozytywnie na cały dzień. Potem jeszcze prehistoria kina i oglądanie jak koleś bawi się w Corelu na Technologii.
A my patrzymy. Jak koleś się bawi. Mądre.
I pół sali lasek, które coś notują. Nie wiem, skróty klawiszowe? Crtl + A, serio?
W sumie cały dzień na uczelni. Nie żebym się zniechęcił.
Ale dzisiaj zostałem w mieszkaniu.
Dobrze pospać do dwunastej, polenić się cały dzień, powisieć na telefonie z Kingą. I zdecydować, że rezygnuję z filmoznawstwa. Przy nikłym ogranięciu ujotu, ciągle zerowym ogarnięciu kupy jakim jest usos i w asyście nakładających się wykładów zdecydowałem, że jeden kierunek, jak na razie, wystarczy.
A listę filmów niemych mam. Jak będę chciał - pooglądam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz