Wróciłem.
Lodówka już dawno nie była tak bogata, a ja tak objedzony. Ostatnio chyba w weekend.
W domu świętowaliśmy imieniny taty. Impreza na całego, świetne jedzenie by mama, wódeczka, rodzina i sąsiedzi. Sprośne kawały, długie rozmowy i śpiewanie aż do zdarcia gardła.
Tak nam się wydawało. Mimo wszystko głos pozostał. Fajnie zaszaleć z rodziną i upić się całkowicie na legalu.
A pod moją nieobecność magicznie w pokoju pojawił się dywan i jakieś frędzle w oknach. Mama dopięła swego. Ale nie będę się sprzeczał - za niedługo wyremontuję moją dziuplę i będzie idealnie. Teraz firanki nawet mi nie przeszkadzają.
Poza tym świetnie widzieć ukochaną w domu, u nas, u siebie. Jak dawniej, na wakacjach, w czasie przed studiami. Zima za oknem trochę burzy wakacyjne wspomnienia, ale czas leci - śnieg nie topnieje. Może teraz to tak na serio. Bo zimno i ślisko. Byle do świąt.
Idę coś zjeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz