Żyję już chyba w nowym świecie, tym po końcu świata poprzedniego. Jedyną zauważalną zmianą jest mój przeorganizowany pokój. Wreszcie mam więcej miejsca i kąt z poduszkami i kocami - by się zaszyć. Obecnie zaszywa się tam pies. Śpi snem totalnym.
O egzaminie z filozofii chciałbym jak najszybciej zapomnieć. I taki też był plan na wtorkowy wieczór.
Wyszedłem więc ze znajomymi z roku, by przy piwie i wódce pogadać o rzeczach innych niż Imperatyw Kanta. Skończyło się sukcesem - o filozofii już nie pamiętałem.
Szkoda jednak, że zapomniałem też umiejętności czytania rozkładów jazdy tramwajów i o mały włos nie zacząłem wracać do mieszkania pieszo. W mróz. Spory mróz.
Wreszcie mogłem wrócić do domu. Po polowaniu na prezenty, pakowaniu dobytku i walce o klucze i dostanie się do mieszkania, mogłem pobiec na dworzec. Obładowany jak rumuńskie dziecko pognałem z myślą o świętach.
Szkoda, że nie ma już śniegu - obrazowanie byłoby łatwiejsze.
Jutro wigilia, zaczęło się gotowanie, pieczenie. Obwiesiłem pokój lampkami, od pań na targu kupiłem choinkę, jestem gotów na najbliższe dwa tygodnie w domu.
A przed chwilą wyszli goście. Dobrze tak świątecznie popić, pojeść, pośmiać się ze starymi przyjaciółmi i ukochaną.
Gdy wychodziła zaczął padał śnieg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz